Translate

Translate

piątek, 14 lutego 2014

~.6.~

*Zayn*


Obudził mnie, jak zwykle Ratish, wygramoliłem się z łóżka. Wybrałem ubrania z szafy, w której po ostatnich zakupach pojawiło się co nie co, pognałem do łazienki. Wyszorowałem zęby, ubrałem się w ciemno beżowe spodnie, czarny podkoszulek, bluzę w tym samym kolorze oraz czarną czapkę, lekko przeczesałem włosy.
Po wszystkim udałem się do kuchni, gdzie siedziała Waliyha.
- Hej, ty masz nie długo studniówkę, prawda? - odparła, jedząc swoją kanapkę z serem.
- Tak, po egzaminach - oznajmiłem, siadając obok niej.
- Kiedy one są? - zapytała radośnie, sprzątając po sobie.
- Za dwa tygodnie - rzekłem obojętnie, zabierając się za swoje jedzenie.
- To pójdziemy kupić garnitur! - klasnęła w dłonie z podekscytowaną miną. - Ale masz się uczyć! Skoro mamy tu zostać, to musisz dostać się na dobre studia - powiedziała następnie, wstając od stołu.
- Dobra, poradzę sobie. Ty się lepiej ucz do jutrzejszego testu z historii - uśmiechnąłem się szyderczo, trafiając w jej czuły punkt. Wal nienawidzi tego przedmiotu.
Odłożyłem na szafkę talerz po jedzeniu, wziąłem plecak i klucze.
Zbiegłem na dół, wsiadłem do auta. Odpaliłem silnik i ruszyłem. O wiele lepiej jeździ się takim samochodem, niż autobusem.
Przypomniało mi się, co zaszło wczoraj z Rose...Pewnie teraz przyjdzie z zupełnie innym humorem. Nie będzie tryskała energią, jak to zwykła robić.
Zatrzymałem się pod szkołą,wysiadłem i zamknąłem auto.
Nagle ujrzałem dziewczyną wyglądającą dość znajomo, ale ja jestem głupi... To Rose, tylko miała na sobie coś zupełnie innego, niż zwykle. Jakoś nie pasowały jej różowe baleriny i para workowatych jeansów.
- Hej - przywitałem się niepewnie.
- Rodzice mi nie uwierzyli, dlatego codziennie odwozi mnie asystentka mamy i sprawdza, czy się nie przebrałam z tego - oznajmiła zażenowana, było mi jej tak cholernie żal.
- Przestań, ładnie wyglądasz - zażartowałem, drapiąc się po karku.
- Można się zbełtać... - wyszeptała. - Ale mam coś na przebranie, nie pokaże się tak.
- Chodź, mam pomysł - odparłem, ściągając swoją bluzę.
Okryłem nią dziewczynę i przeszliśmy do szkoły pod damską toaletę.
- Dzięki - uśmiechnęła się, po czym pobiegła do środka.
Czekałem na nią, aż przyszła Lily. To nawet miła dziewczyna, fajnie mi się z nią rozmawia, ale do Rose dużo jej brakuje.
- Cześć - rzekła radośnie, łapiąc za rączkę swojej torby.
- Hej, co tam? - odparłem, przeczesując ręką swoje włosy.
- Dobrze, teraz biologia, tak? - powiedziała, podtrzymując się ręką.
- Tak, a nie długo matura, muszę się pouczyć - wymamrotałem narzekającym tonem.
- Mogę ci pomóc z czymś, jeśli chcesz - przygryzła wargę, poprawiając torbę.
W tym momencie wyszła zajebiście ubrana Rose, czarne jeansy seksownie opinały jej tyłek. Szara, za duża koszula dodawała jej pazura, a czarne botki z ćwiekami wyglądały bosko na jej stopach.
- Dziękuje ci, jesteś najlepszy - wyszeptała mi do ucha podczas słodkiego przytulania.
Następnie pobiegła do Maggie, a ja zostałem z Lily, która wyglądała jakby się miała zaraz rozpłakać.
Na szczęście zadzwonił dzwonek i ruszyłem pod salę. Gdy przyszedł nauczyciel klasa weszła do środka. Była to pracownia do biologi, więc taki też miała wystrój.
Zobaczyłem pierwsze wolne miejsce, zająłem je.Okazało się, że zawsze obok siedzi Rose. Byłem szczęśliwy, że będę z nią na prawie każdej lekcji.
- Dziś zbadacie, co stanie się z skórą żaby, gdy dacie na nią kapkę wielu płynów, które stoją na biurkach. Załóżcie ochronne ubrania - odparł nauczyciel, chodząc po klasie.
- Ohyda! - pisnęła moja towarzyszka. - Nie dotknę tego.
- To masz - powiedziałem, po czym śmiejąc się podłożyłem jej pod nos tackę z nieżywą żabą.
- Aaaaa hahahah zabierz to, no Zayn! Zabierz to hahahhaha - śmiała się, odpychając mnie.
- Nie bawcie się tym! - wrzasnął zdenerwowany nauczyciel.
- Dobra, zajmijmy się "doświadczeniem" - prychnęła pod nosem, zabierając się pracę.
Lekcja minęła dość szybko, bo dużo się śmialiśmy i nie patrzyliśmy na czas. Wiem, że robię świństwo nie mówiąc jej, kim na prawdę jestem, ale nie mogę inaczej. Jak się dowie, to wszystko się popsuje. Kiedyś może wyznam Rose to, że jestem, a raczej byłem księciem Indii. Ale jeszcze nie czas.
Zadzwonił dzwonek, wszyscy wybiegli z klasy.
Podeszła do mnie Lily.
- Co robisz dziś po szkole? - zapytała, opierając się o stolik.
- Muszę pozałatwiać kilka spraw, a potem jestem wolny - rzekłem, pakując swoje rzeczy.
- To może pójdziemy do jakiejś kawiarni, czy coś? - speszyła się lekko.
- Dobra, to o 5 pm.  Wyślę ci adres - odparłem, wychodząc z pomieszczenia.
Podszedłem do swojej szafki, otworzyłem ją. Co prawda nie jest tak urządzona jak innych, ale powoli coś w niej się zmieniało. Jest kilka książek, zdjęcie piłkarzy.
Włożyłem wszystko, co nie będzie mi na razie potrzebne i zobaczyłem Annie czekającą, aż skończę.
- Coś się stało? - zapytałem, zamykając szafkę.
- Musimy pogadać - rzekła poważnym tonem.
- Dobra, o czym? - powiedziałem, idąc z nią po korytarzu.
- O Rose - wyszeptała odważnie. - Pewnie już znasz sprawę z Dylanem.
- Znam, ale co ja mam do tego? - dopytywałem z ciekawości.
- Widać, że zaprzyjaźniliście się i ona będąc z tobą o tym zapomina. Nie długo Dylan ma pojawić się w szkole, a za to ty masz nie dopuścić, by Rose go zobaczyła - oznajmiła poważnie, ściszając ton głosu.
- Dobrze, ale nie obiecuje, że mi się uda - nie byłem przekonany do tego pomysłu, ale musiałem zrobić wszystko, by uchronić Rosie.
- Dzięki, pamiętaj - ona nie może go zobaczyć! Dobra to chodźmy na lekcję - uśmiechnęła się pod koniec zdania.
Ruszyliśmy w stronę klasy pani Tompson, rozmawiając o przeróżnych sprawach. Zobaczyłem Lily, była jakaś poddenerwowana. Nie zwróciłem na nią większej uwagi, bo sprawa chyba mnie nie dotyczyła. Poczłapałem w kierunku męskiej toalety. Otworzyłem drzwi, sprawdziłem czy nikogo nie ma i wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer Waliyhy.
- Masz chwilkę?
- Jasne, co jest?
- Musimy sprawdzać, czy nas tu nie szukają. Poza tym nie rozmawiaj z nikim, o tym skąd pochodzisz. Widziałem już spojrzenia ludzi.
- Dobra, ale dzwonisz teraz koniecznie, żeby mi o tym powiedzieć?
- No nie, dobra pogadamy w domu. Pa
- Zayn mów, co się stało natychmiast!
- Dzwonek, pa.
Na szczęście udało mi się uniknąć powiedzenia Wal o moim problemie.
Ty się na razie też o nim nie dowiesz!
Wszedłem do sali tak samo, jak reszta klasy, zająłem pierwsze lepsze miejsce. Przysiadł się do mnie Harry.
- Więc podoba ci się Rose? - zapytał, wykładając zeszyty.
- Nie, kto ci tak nagadał? - odparłem, rumieniąc się.
- Dużo osób gada, że ty ją podrywasz, a ona ciebie - rzekł wesoło z wielkim bananem na twarzy.
- Wcale nie, lubimy się tylko. A ty przestań się tak szczerzyć! - próbowałem stłumić swoje emocje, ale byłem cały czerwony.
- Hahahah, dobra dobra - perfidnie się ze mnie wyśmiewał.

****

Po szkole, gdy wychodziłem zaczepił mnie Niall. Był lekko zdyszany, czyli biegł.
- Ej Zayn! Idziesz z nami do klubu? - wrzasnął Horan, po czym podbiegł do mnie.
- No dobra, a której i gdzie? - wymamrotałem, miałem ochotę się gdzieś rozluźnić.
- Wyślę ci adres, na 20:00 - oznajmił radośnie, a następnie przeczesał ręką włosy.
Pożegnałem się i ruszyłem w stronę mojego nowego auta. Fakt, że sprawiłem sobie nowego iphone 5 przekonuje mnie do dawania ludziom mojego numeru, a więc ma go i Niall.
Wyjąłem kluczyki z kieszeni, otworzyłem samochód i wrzuciłem do środka plecak. Usiadłem wygodnie. Tak naprawdę to nigdy wcześniej nie jeździłem sam! To dziwne...Zawsze obok mnie siedział Ratish.

*Rose*


Gdy wróciłam do domu, nie zastałam nikogo. Rodzice, jak zwykle w pracy, Grace jeszcze w szkole. Pobiegłam na górę, otworzyłam drzwi od mojego pokoju i rzuciłam nowy torbę na podłogę pod ścianą. Wyjęłam z niej ubrania zmienne, włożyłam je do szafki, bo może jeszcze się przydadzą.
Dziś wieczorem miałam iść do klubu z dziewczynami, ale wątpię, że to się uda. Do tego mój telefon leży wyłączony w sejfie rodziców. Rozmyślałam, co by tu zrobić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu zdecydowałam się coś narysować. Wyjęłam zeszyt, ołówek i wygodnie usiadłam przy biurku. Nanosiłam coraz to nowe kreski, linie.
W końcu wyszła mi dziewczyna, odzwierciedlała mnie. Zagubioną, nieszczęśliwą nastolatkę. Była naga, ale zasłaniała się rękoma.
Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu domowego. Zbiegłam na dół i odebrałam go.
- Halo
- Rose, wiem, że masz kiepską sytuację z rodzicami, ale idziesz na tę imprezę?
- Maya przyjedźcie po mnie.
- Dobra, ale jak ty to...
- Po prostu bądźcie.
Odłożyłam telefon na miejsce, spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:15 pm.
Pobiegłam na górę, wyjęłam z szafy najlepsze ubrania, jakie znalazłam i przebrałam się w nie. Kremowa sukienka w paski, koszula związana w pasie i miętowe lity świetne komponowały się z turkusowo-brązową torebką na złotym pasku.
Zrobiłam wyraźniejszy makijaż, a włosy spięłam małym warkoczykiem wokół głowy. Psiknęłam się perfumami Beyonce "Pulse Nyc"
Wiem, że będę miała kłopoty, ale mam 19 lat i rodzice nie decydują już moim życiem!
Wrzuciłam do torebki telefon, portfel, chusteczki oraz klucze. Zbiegłam na dół, zadzwonił dzwonek z portierni.
Odebrałam i potwierdziłam, że moje przyjaciółki mogą wjechać na teren dzielnicy.
To chore! Muszę potwierdzać takie rzeczy...no, ale jak się ma rodziców, którzy wolą wydać na dom w takim miejscu, niż na spędzenie czasu z córkami to już trudno...
Wyszłam z domu, zamykając drzwi, po czym wsiadłam do auta.
- Hej, jak ty to zrobiłaś? - rzekła Annie, ubrana w żółtą spódniczkę z niebieskim paskiem oraz jeansową kamizelkę.
- Rodzice nie wiedzą - wymamrotałam, przygryzając wargę.
- Powinnaś im powiedzieć - przekonywała spokojnie Maya.
- Nie i dość gadania na ten temat - postanowiłam stanowczo.
- Muszę wam o czymś powiedzieć! Za dwa dni mam sesję dla kosmetyków Loreal - odparła rozemocjowana Annie, machając rękami.
- Serio? To super - uśmiechnęła się Maggie.
- Tak, będę twarzą ich nowej szminki - oznajmiła, poprawiając włosy w lusterku.
- Ty wybierasz modę, a ja nie mam pojęcia jakie studia iść - bąknęła zasmucona Magg's.
- A co cię najbardziej interesuje? - spytała pomocna Maya.
- Sama nie wiem.
Taksówka zatrzymała się pod klubem, wszystkie wysiadłyśmy. Złożyłyśmy się, by zapłacić i ruszyłyśmy do środka. Tam huczało od głośnej muzyki, tłumy ludzi przedzierały się z jednej strony na drugą. Dym od papierosów unosił się w powietrzu, a zapach rozlanej tequlii od samego początku dawał się we w znaki.
Podeszłyśmy do baru i drinki poszły w ruch. Już po 30 minutach wypiłam 3. Nagle poczułam brzęczenie w torebce. Jak się okazało dzwonił mój telefon. Niestety, to Dylan...
Ja tylko udaję, że nic się nie wydarzyło. Przeżyłam tę sytuację bardziej, niż by się wydawało. Moje serce krzyczało, ryczało po takim dupku...
Przewróciłam oczami, wyłączyłam i schowałam telefon.
Dopiłam drinka, poszłam na parkiet do dziewczyn. Tańczyłyśmy kilka piosenek, a wokół nas wódka polewała się litrami oraz wyginały się striptizerki. Wiem, że jeszcze chodzę do liceum, ale w końcu już wolno mi robić takie rzeczy.
Ta impreza trwała do około 00:15 am.
Później zapakowałyśmy się do taksówki, która poodwoziła nas do domów. Mnie jako drugą.
Wyjęłam kluczyki z torebki, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Było ciemno, świeciły się lampki z godziną np. od mikrofali.
Zdjęłam buty, pobiegłam na górę. Weszłam do łazienki, rozebrałam się, a następnie weszłam pod prysznic. Gorąca woda zmyła ze mnie smród alkoholu. Co prawda byłam pijana, więc nie funkcjonowałam dobrze. Kilka razy się przewróciłam lub coś upuściłam.
Ubrałam się w piżamę, umyłam zęby i po cichutku poczłapałam do siebie. Odpuściłam sobie pisanie dziś pamiętnika, bo raczej nic mądrego nie wyskrobie po pijaku. Postanowiłam, że zrobię to rano. Próbowałam zasnąć, ale zaczęła boleć mnie głowa. W końcu chyba mi się to udało.

2 kom.=next

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz