Translate

Translate

sobota, 25 stycznia 2014

~.4.~

*Zayn*

Po odprowadzeniu Rose wróciłem do galerii. Wysiadłem z autobusu i pognałem do środka. Zrobiłem rundkę po chyba wszystkich sklepach w Westfield, byle by kupić jakieś ubrania w stylu brytyjskich nastolatków. Spędziłem tam dużą część dnia.
Rosalie naprawdę mi się spodobała, miała taki uroczy uśmiech i piękne oczy. Zgrywała niedostępną, twardą, lecz w środku na pewno miała miękkie serce.
Zadowolony z zakupów wróciłem do domu. Obserwowałem okolicę, gdy bus zatrzymał się nie daleko mojej kamienicy wysiadłem, kierując się do mieszkania.
Za pomocą klucza dostałem się na klatkę, aby wdrapać się po schodach na górę. Otworzyłem drzwi, rzucając torby na ziemię. Zdjąłem buty, idąc do kuchni, gdzie ujrzałem siostrę.
- Hej, jak było? - odparłem, siadając obok niej.
- Dobrze, zaznajomiłam się z Alice, która chodzi do mojej klasy. A u ciebie? - rzekła, pakując do buzi kawałek kurczaka.
- Też dobrze, dostałem zaproszenie na imprezę - pokazałem jej kartkę, nakładając sobie obiad na talerz.
- Fajna? - uśmiechnęła się jednoznacznie, oddając zaproszenie.
- Tak, ale zajęta. Z resztą podoba mi się inna - mruknąłem pod nosem, poprawiając włosy.
- Do prawdy? Jeden dzień i już kogoś zaliczyłeś? - spytała podekscytowana, robiąc wielkie oczy.
- Waliyha! - krzyknąłem zawstydzony i zdenerwowany, uderzając pięścią o stół.
- Oh, dobra. Kupiłam ci koszulkę po schole, leży w szafie - odparła, zabierając się ponownie za jedzenie.
- Dzięki - wyszeptałem, odkładając talerz do zlewu.


Rano

Przeciągnąłem się, wstając z łóżka. Wziąłem pierwsze lepsze ubrania i ruszyłem do łazienki, gdzie ubrałem się w czarne chinosy, białą bluzkę z napisem "Cool Kids Don't Dance" oraz białe Air Force. Następnie umyłem zęby, ułożyłem włosy i spryskałem ciało wodą kolońską.
Udałem się do kuchni, gdzie krzątał się Ratish, a moja siostra zajadała śniadanie.
- Zwiedzałem trochę, spotkałem też panienkę Arash - oznajmił Ratish, podając mi posiłek.
- To świetnie, porozmawiamy jak wrócę, poza tym dziś wychodzę na urodziny i będę późno - rzekłem, biorąc pośpiesznie swój plecak.
Wybiegłem z mieszkania, kierując się na przystanek.
Wsiadłem do autobusu, kupiłem bilet, po czym zająłem wolne miejsce.
Oglądałem uważnie trasę, jaką jadę. Zapamiętywałem każdy szczegół Londynu, ruchliwe ulice, ludzi pędzących gdzieś i krople deszczu uderzające o szyby lub jezdnię.
Gdy byłem już na miejscu, rozglądałem się za Rose. W końcu zauważyłem ją idącą z Annie, wyglądała tak ślicznie. Czarne, skórzane spodnie idealnie opinały się na jej kształtnej pupie, a luźna bluzka z flagą amerykańską i pacyfką dodawała uroku dziewczynie.
- Hej, idziesz na imprezę? - powiedziała wesoło dzisiejsza solenizantka.
- Tak, wszystkiego najlepszego - uśmiechnąłem się, przytulając ją.
- Dzięki - odparła Annie, poprawiając włosy.
Stanęliśmy pod salą i zaraz zadzwonił dzwonek. Klasa weszła do środka, a następnie usiadła na swoich miejscach. Lekcja się zaczęła.


*Rose*

Po szkole pożegnaliśmy się ze wszystkimi, a ja wraz z Maggie i Harrym pojechałam do domu. Byłam im tak wdzięczna, że nie muszę się tłuc autobusami zwłaszcza w godziny szczytu.
- Szukałam sukienki w całym Westfield, ale przyznam, że jest śliczna - odrzekła Margaret, spoglądając na mnie.
- Ja już mam od dawna, cieszę się, że nasza Annie dorasta - powiedziałam wesoło, zapinając pas.
- Rose się cieszy, bo ten cały Malik idzie - rzekł szyderczo Harry, którego zadowolony uśmiech widziałam w lusterku.
- Wcale nie! - zaprzeczałam oburzona, krzyżując ręce pod biustem.
- A właśnie, że tak. Nigdy nie byłaś taka miła dla nikogo nie z naszej paczki - odparł z przemądrzałą miną.
Nie odezwałam się już. Harry czasem zachowuje się, jak dupek. Jest arogancki, co w sumie przypomina też mnie.
Jednak potrafi też być miły i troskliwy.
Podjechaliśmy pod mój dom, więc wysiadłszy pożegnałam się z przyjaciółmi i wtargnęłam do środka. O dziwo, zobaczyłam swoich rodziców, siedzących w kuchni.
- Cześć - wymamrotałam w stronę rodzicieli.
Chciałam wejść, jak najszybciej na górę, by nie musieć z nimi gadać, niestety, los chciał inaczej i już chwilę pózniej usłyszałam rozgniewany głos taty.
- Wracaj tu, młoda damo - powiedział ostro ojciec, a ja przeklęłam w duchu.
- Co jest? - zapytałam oschle, krzyżując ręce pod biustem.
- Po pierwsze nie tym tonem, a po drugie - dziś zostajesz z Grace, my wychodzimy - rzekł stanowczo tata, przerywając jedzenie.
To był chyba jakiś żart, kolejny raz muszę niańczyć tę gówniarę, gdy odbywa się ważna impreza. Dlaczego moi rodzice muszą mieć takie wyczucie czasu?
Pójdę na imprezę Annie, nikt nie zmusi mnie do zostania w domu.
- Dziś są urodziny Annie, muszę iść - oznajmiłam zawiedziona, przełykając głośno ślinę.
- Będziesz musiała przeprosić koleżankę - powiedziała obojętnie mama, biorąc łyk wody.
- Nie! Pójdę na tę imprezę, nie jestem niańką - krzyczałam rozwścieczona, machając rękoma.
- Nie masz prawa się tak do nas odzywać! Zostajesz z siostrą - podniósł ton wkurzony tata, uderzając pięścią o blat.
- Będę się odzywać, jak chcę! - wrzasnęłam, biegnąc na górę.
Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Łzy poleciały po moim policzku.
Nie dość, że nie dawno straciłam chłopaka, to jeszcze stracę przyjaciółkę. I to przez moich rodziców, którzy nie potrafią zrozumieć, że mam własne życie poza szkołą oraz nimi. Nienawidziłam kłótni z nimi, to istny koszmar. Atmosfera między nami będzie spięta i ostra.
Opanowując płacz, usłyszałam rozmowę rodziców.
- Zaraz jej przejdzie, chodźmy, bo się spóźnimy.
- Myślisz, że zostanie z Grace?
- Musi.
Myślałam, że mnie szlak trafi. Traktują mnie okropnie, nie cierpię tego. Nie potrafią zrozumieć, że nie jestem idealną córeczką. Moje oceny są przeciętne, mój ubiór totalnie im nie odpowiada, więc wyżywają się za to.
Usłyszałam, jak rodzice wyszli. Wyjęłam telefon i już miałam zadzwonić do Annie, gdy nagle weszła Grace.
- Wiem, że chcesz iść na te urodziny - powiedziała, siadając obok mnie na łóżku - Dylan po ciebie przyjedzie, prawda?
- Nie - odparłam ciężko, czując zbierające się łzy.
- Coś z nim nie tak? - zapytała zatroskana, patrząc na mnie.
- Sprzedawał narkotyki i mnie zdradzał, zerwaliśmy - wybełkotałam przez płacz.
- Nie wiedziałam, przepraszam - przytuliła mnie mocno, co bardzo doceniłam.
- Spokojnie, to nic - wyszeptałam, ocierając słony płyn.
- Idź i złóż Annie życzenia ode mnie - uśmiechnęła się, uderzając mnie lekko w ramię.
- Co? - zdziwiłam się, robiąc wielkie oczy.
- No idź, potrzebujesz rozrywki - szepnęła, całując mnie w policzek.
Grace wyszła, a ja wyjęłam z szafy wybrane ubrania na imprezę. Moja siostra jest kochana, nie wierzę, że z własnej woli pozwoliła mi iść na imprezę i nie powie niczego rodzicom. Z nią mam trochę lepsze relacje. Kupię jej za to pudełko pączków.
Poszłam do łazienki, włączyłam piosenkę Rihanny i Jaya-z "Umbrella" z mojego ipoda. Wzięłam szybki, odświeżający prysznic. Dokładnie umyłam się żelem o zapachu tropikalnych owoców. Następnie nakremowałam ciało balsamem z brokatem. Ubrałam się w niebieską sukienkę ze złotym paskiem, kremowe szpilki z kolekcji Rihanny dla River Island, które wprost ubóstwiam. Końcówki włosów nakręciłam lokówką, zrobiłam śliczny makijaż. Oczy podkreśliłam złoto - brązowym cieniem, kredką i mascarą. Usta potraktowałam delikatnym błyszczykiem koloru pudrowego.
Psiknęłam się perfumami, byłam prawie gotowa. Do torebki wrzuciłam: portfel, telefon, gumy i błyszczyk.
Wróciłam do swojego pokoju, skąd wzięłam prezent dla przyjaciółki. Wychodząc zajrzałam do Grace.
- Dziękuje, Gracie - wyszeptałam, patrząc na nią wdzięcznie.
- Nie ma za co, baw się dobrze - odpowiedziała z uśmiechem.
Zbiegłam na dół i ubrałam czarną zamszową kurtkę. Zobaczyłam, że sprzątaczka jest gdzieś w kuchni i mogę spokojnie wyjść. Wyjęłam pieniądze na metro. Zbiegłam do podziemia, gdzie wsiadłam do wagonu, zajmując miejsce. Czekała mnie dosyć długa droga, więc wyjęłam telefon. Dostałam sms od May'i.

" Ja już jadę, a ty? xx. "

" Też :D "

" Widzimy się na imprezie :* "

Schowałam urządzenie do torebki, a już za chwilę byłam na miejscu. Wdrapałam się po schodach i zobaczyłam ogromny budynek, z którego, aż lśniło od świateł.
Przy wejściu zostałam zapytana o imię i nazwisko, po czym ruszyłam do środka. Znajdowałam się w gustownej, eleganckiej sali. W jednej części  znajdował się duży stół z jedzeniem. Kilka stolików z krzesłami, z czego jeden na prezenty.
Podbiegła do mnie Annie, ubrana w bordową sukienką bez ramiączek, obszytą koronką i czarne, błyszczące szpilki.
- Wszystkiego najlepszego! - przytuliłam ją mocno.
- Dziękuje, o kurcze! Jesteś cudowna - powiedziała, odpakowując prezent.
- Wcale nie, chodźmy - odparłam, ciągnąc ją za rękę.
- Tort jemy za 5 minut, a później tańce. Tak w ogóle dostałam od Louisa samochód! - rzekła wesoło, pod koniec skacząc ze szczęścia.
- Serio? Jaki? - byłam w szoku, że Louis sprezentował jej coś, tak drogiego.
- Nissan - powiedziała z dumą.
- Już słyszałaś? - uśmiechnął się Lou, który nagle znalazł się za swoją ukochaną.
- Zazdroszczę, ale za to już wiem kto mnie będzie do szkoły podwoził - zaśmiałam się, pstrykając ją w ramię.
- Dobra, teraz tort - oznajmiła Annie, widząc zamieszaniu przy stoliku z jedzeniem.
Wszyscy ustawiliśmy się przy stołach, a na salę wjechał ogromny tort w kształcie buta z napisem "Happy Birthday Annie" Śpiewaliśmy "sto lat" i dostałam nawet lampkę szampana.
W końcu zaczęły się tańce, ujrzałam Zayna. Miał na sobie czarne spodnie i czystą, niezwykle białą koszulę. Do tego jakąś bransoletkę z imieniem, ale nie mogłam odczytać z jakim. Wyglądał cudownie.
Jego oczy tak uważnie patrzyły na szampana w kieliszku, który trzymał. Przygryzał swoją malinową wargę.
Szybko skarciłam się w myślach, odwracając wzrok.
Otrząsnęłam się i poszłam do sali, gdzie wszyscy tańczyli to piosenki Katy Perry "Roar". Stanęłam przy wejściu i obserwowałam. Zobaczyłam ślicznie ubraną Maggie. Chciałam podejść, ale nagle poczułam czyjąś obecność tuż za mną. Odwróciłam się, natykając się Zayna.
- Fajna impreza - uśmiechnął się, patrząc na mnie w sposób, przez który rozpływałam się.
- Zgadzam się - odparłam zapatrzona w jego piękne oczy.
Czułam jego mocny zapach perfum, jego ciepło, ale próbowałam na to nie reagować.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział, przygryzając wargę.
- Dziękuje, ty też - rzekłam lekko speszona.
Nagle zauważyłam kogoś, kogo w ogóle się tu nie spodziewałam. Do środka wszedł Dylan. Czułam, że moje nogi robią się, jak z waty. A głowa zaczyna boleć. Miałam ochotę zwymiotować. Czego on tu szukał? W szkole nie pokazał się od kilku dni, olał wszystkich, nawet chłopaków. Przede wszystkim zranił mnie, oszukał wszystkich. Zdecydowanie nie był tu miłe widziany.
- Cholera - złapałam się za głowę.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony Zayn.
- Po prostu pojawił się tu ktoś, kogo bardzo nie chcę widzieć - oznajmiłam chaotycznie, a Zayn prześledził mój wzrok, zauważając Dylana.
Spojrzał na niego, zauważyłam, że Annie, Maggie, Harry, Louis, Maya i Niall też.
- Co ja mam zrobić? - zapytałam zdruzgotana, nie oczekując odpowiedzi.
- Pokaż mu, że zniknął z Twojego życia - na parkiecie - złapał mnie za nadgarstek, patrząc w moje oczy.
- Co? Nie! - zdziwiłam się, panikując.
Zayn tak naprawdę nie wiedział, o co chodzi. Zainterweniował, lecz ja nie byłam z tego zadowolona. Nie miałam pojęcia, co przyszło mu do głowy.
Nagle znaleźliśmy się na parkiecie, zaczęła lecieć piosenka Ushera "Dj Got Us Fallin' in love again"
( taniec wyglądał tak, jak ten tylko, że bez 1:42 -1: 46, trwa do 2:42)

To było najpiękniejsze, co mnie mogło spotkać w życiu!
Patrzyliśmy sobie w oczy. Nie widziałam, ani nie słyszałam niczego poza nami. Mój brzuch wirował i nie były to pieprzone motylki z filmów, to było coś więcej. Nie myślałam zdrowo, po prostu mnie oszołomiło.
Oderwaliśmy się od siebie, słyszałam wielkie oraz głośne brawa. Uśmiechnęłam się, zauważyłam, że wkurzony Dylan położył prezent i zniknął. Dziewczyny, aż piszczały. Annie pociągnęła mnie w ich stronę.
- Co to było? - pisnęła, cała zszokowana.
Uśmiechnęłam się, bo nic innego nie potrafiłam zrobić. Byłam w szoku.
Wszyscy zebrali się wokół nas. Zrobiło mi się głupio.
- Pójdę się napić - powiedziałam, by "uciec" od natarczywych pytań, którymi za chwilę zostałabym obsypana.
Ruszyłam do stolika po picie, wypiłam kieliszek wina i zobaczyłam Zayna tuż obok mnie.
- To było niesamowite - wyszeptałam. - Nie wiedziałam, że umiesz tak tańczyć.
- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz - wyszeptał mi do ucha, po czym odszedł.
Postawiłam kieliszek na stole i odwróciłam się. To było takie tajemnicze, ale i seksowne. Ten chłopak dziwnie na mnie działał.
Przez resztę imprezy nie widziałam Zayna. Gdy jednak już dobiegła końca, on stał przed drzwiami, a ja wychodziłam.
- Odprowadzę Cię - powiedział, kładąc rękę na moich plecach.
- Dziękuję...za wszystko - wydukałam, gdy wyszliśmy na dwór.
- Dzięki, ale gdyby nie ty nie było by tak wspaniale - uśmiechnął się, ocierając lekko ręką o moją
- Gdzie się tak nauczyłeś? - zapytałam z ciekawości.
- W domu, od rodziców - zmieszał się, drapiąc kark.
- Opowiedz mi coś o sobie - prosiłam, gdy weszliśmy do podziemia.
- Nie ma co mówić - wymamrotał obojętnie, wzruszając ramionami.
- Ależ jest! - zaprotestowałam, spoglądając na niego.
- Lubię sport, muzykę. Mam kilka tatuaży - mówił bez przekonania, a jego wzrok skupiony był w ziemi.
Przez całą drogę rozmawialiśmy. On jest na prawdę fajny, miły i ma poczucie humoru. Opowiedziałam mu o moich przygodach z Grace, on mi kilka swoich śmiesznych sytuacji.
Metro zawiozło nad blisko mojej dzielnicy, dalej wróciliśmy spacerem.
- A więc tam mieszkam - powiedziałam, stojąc przed bramą do mojej dzielnicy.
- To pa, miło było - rzekł, całując mnie w policzek.
Poczułam coś dziwnego. Dreszcze przeszły całe moje ciało, ale to było przyjemne. Przygryzłam wargę, po czym weszłam do domu i od razu pobiegłam do Grace.
- Opowiadaj - odparła, zostawiając komputer.
- Było świetnie, Annie dostała samochód od Louisa - mówiłam, siadając obok niej.
- To super, ale chodzi mi o chłopaków - uśmiechnęła się zadziornie.
- Ja i Zayn, nowy chłopak w szkole tańczyliśmy tak magicznie. Było idealnie i pocałował mnie w policzek - rozpływałam się na samo wspomnienie.
- O matko! - krzyknęła wesoło, klaszcząc w dłonie.
- Ale był Dylan - posmutniałam, przegryzając wargę. - A gdy zobaczył, jak tańczyłam z Zaynem to zwiał.
Gracie śmiała się w niebo głosy, a ja razem z nią.
- Dobra idź spać, już późno - powiedziałam wstając mozolnie.
Pocałowałam ją w czoło i ruszyłam do łazienki. Umyłam się, przebrałam w piżamę, po czym wyszorowałam zęby.
Następnie położyłam się do łóżka. Wyciągnęłam pamiętnik i dokładnie wszystko opisałam.
Nagle dostałam sms od May'i.

" Jeśli Cię obudziłam to przepraszam, ale ten wasz taniec był cudowny xx. "

" Dzięki :) "

" Zauważyłam, że Malik odprowadził Cię do domu ;) "

" Tak, ale to tylko przyjaciel. Nic więcej, bo wiem do czego zmierzasz! ;) "

" Ah tam, brednie! Dobranoc :P "

"Dobranoc"

Odłożyłam telefon i próbowałam zasnąć. Wciąż myślałam o tym, co się dziś wydarzyło...



2 com.=Next 

piątek, 17 stycznia 2014

~.3.~



*Rose*            
Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do lustra. Wyglądałam, jak czarownica. Rozczochrane włosy, rozmazany makijaż. Głowa mi pękała, a w ustach doskwierała susza.
Przetarłam oko i wyjęłam czyste ubrania z szafy. Wyjrzałam przez szparkę drzwi, czy nie ma gdzieś w pobliżu rodziców. Gdy teren był czysty - wyszłam z pokoju i pobiegłam szybko do łazienki. Rzuciłam ubrania na pralkę i ruszyłam pod prysznic. Umyłam się, bo śmierdziałam papierosami i alkoholem na kilometr. Wytarłam się ręcznikiem i nałożyłam ubrania wyjęte wcześniej. Bordowe spodnie, szary sweter i botki.
Rozczesałam włosy, po czym umyłam zęby. Zrobiłam lekki makijaż, psiknęłam się perfumami, a następnie udałam do pokoju, skąd wzięłam torbę.
Próbowałam zapomnieć o tym, co widziałam wczoraj, ale nie mogłam. Byłam zraniona, oszukana. Miałam ochotę leżeć w łóżku i płakać. Czułam się okropnie.
Zbiegłam na dół, bez słowa wzięłam swoje kanapki. Zjadłam jedną i wrzuciłam do torebki butelkę soku stojącą na stole.
- Rose, wyjaśnisz mi swoje zachowanie? - odparła srogo mama, siadając obok.
- Jakie zachowanie? - warknęłam, nie patrząc na nią.
- Twoje zachowanie młoda damo. Co się stało? - mówił zdenerwowany tata, miażdżąc mnie wzrokiem.
- Nic się nie stało - wymamrotałam, po czym wyszłam z domu.
Biegłam, jak najdalej od tej rodziny bezdusznych wariatów. Nienawidzę ich.
Zobaczyłam auto Harrego, więc podbiegłam do niego i weszłam do środka.
- Cześć - powiedziała Maggie, niepewnie spoglądając na mnie.
Jak zwykle była zadowolona z życia. Ma cudownego chłopaka, fajnych rodziców, talent, pasję. Nawet dziś ubrana była, jak zwykle po swojemu i nikt jej nic na to nie powie. A moi rodzice ciągle mają problemy, że nie ubieram się w kolorowe sukienki oraz dziewczęce bluzeczki.
- Hej - wyszeptałam, patrząc na drogę.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie dziś.
Dylan zrujnował moje uczucia i nie miałam ochoty z nikim o tym rozmawiać, a na pewno będą o to pytać.
Nawet nie zauważyłam tego, jak szybko znaleźliśmy się pod szkołą. Wysiadłam i ruszyłam do wejścia.


                                                                 *Zayn*

W tym samym czasie...

Poczułem szturchanie, to Ratish budził mnie. Rozejrzałem się, przeciągając.
- Paniczu, czas do szkoły - odparł spokojnie, stojąc nade mną.
- Która godzina? - spytałem, przeciągając się.
- 7:05 - powiedział po zerknięciu na swój zegarek.
Nie przywykłem do wstawania tak rano, ale wiedziałem, że teraz to będzie normą.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Zapomniałem, że nie kupiłem niczego w stylu tubylców. Cholera, co teraz?
- Paniczu, panienka Waliyha znalazła ubrania dla panicza i pozwoliłem sobie je ułożyć na dolną półkę w szafie - rzekł z ręką za plecami.
- Dobrze, ale Ratish proszę nie mów do mnie "paniczu". Jestem Zayn - prosiłem, patrząc na niego.
Wyjąłem z niej czerwoną koszulę, biały t-shirt z napisem "Yes" i workowate spodnie. Poszedłem do najbliższej łazienki i ubrałem się w to, co wybrałem.
Umyłem zęby, ułożyłem fryzurę, a następnie udałem się do kuchni. Ratish zrobił dla mnie jajecznicę według przepisu mojej babci, ale mimo to nie smakowało tak samo.
Usiadłem do stolika i zająłem się jedzeniem.
- Panienka Waliyha spakowała paniczowi plecak do szkoły - powiedział Ratish, zabierając pusty talerz.
Zobaczyłem czarny plecak ze śmiesznymi przypinkami. Wziąłem go i chwyciłem kartkę. Była na niej dokładna rozpiska szkoły, mój plan zajęć oraz numery autobusów, którymi mogę tam dojechać i wrócić.
- Ja również pojadę - zaoferował się grzecznie.
- Nie Ratish, mam pomysł. Jedź pozwiedzać, ja sobie poradzę - powiedziałem, wychodząc z mieszkania.
Zbiegłem na dół i ujrzałem cudowny Londyn. Tu panuje zupełnie inny klimat, niż w Indiach. Typowy był deszcz, ale też wiatr. U nas ciągle panowały upały.
Poszedłem na przystanek autobusowy, spojrzałem na rozkład jazdy tego, którym dojadę do szkoły. Akurat przyjechał, więc wsiadłem do środka i wrzuciłem monety do automatu. Wyleciał bilet, który skasowałem i pobiegłem na górę. Rozkoszowałem się widokami, aż zatrzymałem się pod szkołą.
Specjalnie zdecydowałem się na edukację, aby poczuć, jak to jest. Od dziecka miałem nauczanie domowe.
Wysiadłem z autobusu i zarzuciłem plecak na jedno ramię. Patrzyłem na kartkę do jakiej sali i na jaki przedmiot mam się udać. Wypadło na lekcję wychowawczą w 28. Byłem tak zaczytany, że nie zauważyłem dziewczyny idącej tuż na mnie. Zderzyliśmy się, a ona upadła na ziemię. Jej rzeczy wysypały się z torby.
- Przepraszam - wyszeptałem przestraszony, pomagając jej wstać.
- Uważaj, jak chodzisz idioto - burknęła zdenerwowana, otrzepując ubranie.
- Nie chciałem, nie zauważyłem cię. Pomogę - jąkałem się, podając jej książki.
- Sama sobie poradzę, nie jestem ułomna - warknęła, wyrywając mi z rąk swoje rzeczy.
Dopiero wtedy przyjrzałem się jej bliżej, była naprawdę ładna. Ciemne oczy, duże usta.
Pozbierała swoje zeszyty i odeszła bez słowa.
Znalazłem się pod klasą, wszyscy ludzie tu byli tak różni. Inny styl, inne zachowanie.
Zadzwonił dzwonek i każdy wszedł do sali.
Nauczycielka wzięła mnie za rękę, by zaprowadzić do środka. Stanąłem na przodzie i czekałem, aż klasa wejdzie.

*Rose*

Byłam cholernie wściekła, że jakiś dupek wpadł na mnie już z samego rana i wywrócił wszystkie moje rzeczy. Po pozbieraniu ich, bez słowa udałam się do szkoły, gdzie spotkałam Annie.
- Co to za przystojniak, na którego wpadłaś? - spytała, szturchając mnie w ramię.
- Nie wiem, jakiś kretyn - mruknęłam obojętnie, wzruszając rękoma.
Ruszyłyśmy razem w stronę klasy. Zadzwonił dzwonek i weszłam do klasy. Zawsze na wychowawczej siedziałam z Dylanem. Na samo wspomnienie zachciało mi się płakać, ale pohamowałam łzy. Nigdy nie uroniłam ani kropli w tej szkole, nie pozwolę im patrzeć na moje chwile słabości.
Usiadłam na swoim miejscu i zobaczyłam tego chłopaka, który na mnie wpadł przed szkołą. Faktycznie był przystojny, miał idealne miodowe oczy oraz pełne usta.
- Uwaga! To jest nowy uczeń Zayn Malik. Liczę, że przyjmiecie go z szacunkiem - odparła Straght z uśmiechem na wytapetowanej twarzy.
A więc Zayn.
To tak nazywał się ten idiota, który nie potrafi chodzić.
- Zayn usiądź tam, gdzie wolne - dodała nauczycielka, idąc do swojego biurka.
Malik rozejrzał się po sali i niestety, padło na miejsce obok mnie, bo to jedyne wolne.
- Mogę? - zapytał, patrząc na mnie.
- No dobra - wymamrotałam chłodno, przewracając oczami.
Chłopak usiadł i wyciągnął rzeczy na ławkę. Poczułam zapach jego perfum, które były pociągające. Jednak sama jego obecność mnie denerwowała.
- Rose, prawda? - zaczął, ale ja nie miałam ochoty na rozmowę z nim.
- Mhm - rzekłam oschle, patrząc w swój zeszyt do malowania.
- Jak wiesz jestem Zayn, przepraszam za to przed lekcją - powiedział, drapiąc się po karku.
- Tak wiem - sarknęłam, biorąc głęboki oddech.
Jego akcent był uroczy, od razu poznałam, że nie jest z Anglii.
- Hej, jestem Maya - usłyszałam głos Mitchel, która podała mu rękę.
- Zayn, miło mi cię poznać - uśmiechnął się do niej, ukazując rząd perlistych zębów.
- Ciebie również, skąd jesteś? - zaświergotała, a ja miałam ochotę oderwać sobie uszy.
- Bombaj - oznajmił, a to było jedyne, co mnie zainteresowało.
Zayn przywitał się z całą, moją ekipą. Zaczęli rozmowę, ale ja nie miałam zamiaru się do niej włącz.
- Dobra, a czemu ona jest taka smutna? - wyszeptał, myśląc, że nie słyszę.
- Raczej skacowana - zaśmiała się Annie, a ja poczułam narastającą frustrację.
- Oh, rozumiem - zachichotał, zerkając na mnie.
- Myślisz, że nie słyszałam? - zapytałam, patrząc na niego kątem oka.
- Przepraszam - wyszeptał speszony, otwierając książkę.
- Tak, jasne.
Po lekcjach stanęliśmy grupką, aby Annie mogła nam dać zaproszenia na swoje urodziny.
- Rose, Maggie, Niall, Maya, Harry, Carly, Ally, Austin, Mike, Zayn, Caroline, Lily, Oliver, Josh, Alice, Carry, Dereck, Alesha i jeszcze więcej - rozdawała zaproszenia, czytając imiona zaproszonych.
Impreza odbędzie się jutro  od 7 pm.
- Zayn, idziesz z nami kupić prezent dla Annie? - zapytałam, w końcu trzeba być miłym dla innych.
- Jasne - uśmiechnął się, biorąc swój plecak.
Poszliśmy razem do auta Harrego, załadowaliśmy się do środka i Styles ruszył. Siedziałam bardzo blisko Zayna, co mnie strasznie krępowało. Jego ręka była prawie przy moim udzie…

Wysiedliśmy z auta i pobiegliśmy wszyscy do galerii.
- Kto i co chce jej kupić? - zapytała Maggie, stając przy wolnym kącie.
- Ja kupię jej perfumy, te ulubione - powiedział Niall, grzebiąc w kieszeni.
- Buty,ona je kocha - rzekłam, miałam już upatrzoną parę.
- Pokrowiec na tablet i jakieś kolczyki - odparł Harry, oplatając dłońmi talię swojej ukochanej.
- To chodźmy najpierw po perfumy, zgoda? - rzuciła Magg's.
Wszyscy zgodziliśmy się i ruszyliśmy do perfumerii po ulubione perfumy Annie od Nialla. Na szczęście wszystko minęło szybko i blondyn kupił "Chanel Mademoiselle" .
Następnie poszliśmy po prezent od Harrego. Weszliśmy do Svarowskiego i Maggie wybrała ładne, z dobrą ceną kolczyki dla Annie. Następny był pokrowiec zakupiony w H&M, potem Maggie wybrała kuferek do kosmetyków. W końcu poszliśmy po buty ode mnie. Weszliśmy do najdroższego sklepu z butami w tej galerii, ale czego się nie robi dla przyjaciółki?
Wybrałam buty, które wiele razy chciała kupić - podobno są unikatowe... Pudroworóżowe szpilki, z wielkim kwiatem przy kostce i obcasem pokrytym diamencikami.
Potem wybraliśmy się do "MAC" i Maya kupiła szminkę dla solenizantki. A na koniec szybko pobiegliśmy po ramkę od May's.
- Dzięki za wspólne zakupy - uśmiechnęła się Maya.
- Super było, to pa - rzekli Maggie i Harry, odchodząc od grupy.
Głowa mi pękała od tych zakupów...Do tego wszyscy się rozeszli i nie miałam, jak wrócić do domu.
- Hej, zapomniałem przez to wszystko kupić coś dla Annie. Pomożesz? - odparł nieśmiało Zayn.
- No jasne - odpowiedziałam z uśmiechem.
Poszliśmy do sklepu z biżuterią i Malik kupił naszyjnik z imieniem "Annie" drogi, jak cholera!! Ale niesamowicie śliczny.
Poszliśmy jeszcze kupić shake'i i usiedliśmy na murku.
- Zmęczyłem się - powiedział Zayn, opierając dłonie o zimny bruk.
- Ja też, mam dość - rzekłam stanowczo.
- Mogłabyś mi coś o sobie opowiedzieć? - zapytał po chwili, co zdziwiło mnie doszczętnie.
- Dobra, ale co chcesz wiedzieć? - mruknęłam niezadowolona.
- Masz rodzeństwo? - spytał wesoło.
- Mam, siostrę Grace - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ile ma lat? - dopytywał, biorąc łyk napoju.
- 10.
- Jaka jesteś? Co masz w sobie? Co mówi Twoje serce, gdy pytam? - zatkało mnie, cholera jasna.
- Wow, zaskoczyłeś mnie... - mówiłam, zakładając kosmyk włosów za ucho, lecz też by uniknąć odpowiedzi -  piłam shake'a.
- Odpowiedz - nalegał z błyskiem w oczach.
- Jestem niby twardą dziewczyną, której nikt nie potrafi złamać...ale czasem to nieprawda. Zwykły narkoman złamał mi serce i to mocno...nie potrafię ułożyć sobie życia. Nigdy nie miałam prawdziwej rodziny, bo rodzice ciągle pracują i nie czuję się, jak ich córka..ale po co ja Ci to mówię..? -rozkleiłam się, z moich oczu wypłynęły łzy
- Mów, mów. Ale jaki narkoman? Skrzywdził Cię czym? - pytał, przysuwając się bliżej.
- Dylan ,ćpał i mnie zdradzał... - poleciła kolejna, zjebana łza.
- Przykro mi, ale nie możesz się załamywać, bo to Cię dokładnie miażdży od środka - położył rękę na moim udzie w geście pocieszenia.
- Ee...skąd ty znasz..a nieważne - mówiłam, ocierając łzy.
- Czas się zbierać, masz jak wrócić? - odparł, biorąc swoje torby.
- Autobus - uśmiechnęłam się przez płacz.
- Ja też, więc odprowadzę cię - powiedział wesoło.
Poszliśmy razem na przystanek, na którym czekał nasz autobus.
Zdziwiły mnie jego słowa, były takie mądre i miały to coś, czego nikt mi nigdy nie powiedział.
Przez drogę opowiadaliśmy sobie śmieszne historie i żarty. W końcu wysiadłam z pojazdu, poszłam do domu. Otworzyłam drzwi i wtargnęłam do środka. Jak zwykle rodziców nie było...
Wbiegłam na górę, po czym udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na biurko, schowałam prezent do szafy. Zbiegłam na dół, po czym wyjęłam z szafki słoik nutelli, łyżkę oraz sok i szklankę. Pobiegłam na górę, napuściłam wody do wanny z pianą. Spięłam włosy i weszłam do gorącej kąpieli. Puściłam piosenkę Rihanny i Eminema "Monster" z swojego telefonu. Wzięłam nutellę, zaczęłam ją wyjadać. Siedziałam, tak dobre 2 godziny, aż połowa słoiczka została zjedzona i cały sok wypity. Wyszłam z wanny, następnie wytarłam się, po czym ubrałam w piżamę. Umyłam zęby i wzięłam "mój składzik" . Zeszłam na dół i odłożyłam wszystko na swoje miejsce. Zobaczyłam niańkę Grace-Emily.
- Co tak szperasz? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Odkładam coś, a wiesz może czy rodzice coś jutro robią? - odparłam, idąc w kierunku schodów.
- Nie wiem, dobranoc - rzekła wesoło.
Pobiegłam na górę i weszłam do swojego pokoju. Wzięłam laptopa, po czym zalogowałam się  na facebooka.
Dostępna była akurat Maggie.
Popisałyśmy chwile i niestety wrócili rodzice, więc odłożyłam laptopa i udawałam ,że śpię. Myślałam, o tym wszystkim, co dzieje się w moim życiu i przypomniało mi się, że dziś nie napisałam nic w moim pamiętniku. Wyjęłam go spod łóżka. Wygląda identycznie jak ten z Violetty, bo to jedyny jakiego by nigdy nie przeczytała moja siostra. Opisałam dokładnie to, co się dziś działo. Schowałam go na miejsce i położyłam się. Nie cierpię tego, że moje życie nie jest, tak poukładane jak np. Annie. Wszyscy ją lubią, ma cudownego chłopaka, fajne ciuchy, plany na życie, kochanych rodziców...
I inne moje przyjaciółki również to wszystko mają, ale ja nie! Dlaczego?



2 com.= szybsza szansa na next :)

niedziela, 5 stycznia 2014

~.2.~

*Rose*
Wielka Brytania

Jak zwykle i punktualnie o 7:00 zadźwięczał mój budzik, tym razem z piosenką 30 Seconds To Mars "Hurricane", ponieważ na każdy dzień tygodnia ustawiłam inny utwór. Wstałam i ospale podeszłam do szafy. Otworzyłam drzwiczki, wyjęłam pierwsze ubrania, które wpadły mi w ręce. Wzięłam je, po czym udałam się do łazienki. Dziś byłam szybsza niż Grace, więc nie musiałam czekać. Położyłam ubrania na szafce i umyłam zęby. Dokładnie rozczesałam włosy, spięłam je w kitkę. Ubrałam się w wybrane wcześniej ubrania.  Zrobiłam lekki makijaż, a następnie psiknęłam się perfumami Rihanny "Nude". Zdziwiłam się, że Grace jeszcze nie waliła pięściami w drzwi bym wyszła, ale dla mnie to nawet lepiej. Wróciłam do swojego pokoju, jak zwykle wzięłam torbę z rzeczami do szkoły, a następnie zbiegłam na dół. W kuchni siedziała moja siostra zajadając kanapki. Tata stukał coś na tablecie, a mama robiła mi płatki, bo to jedyne co potrafi. Ona nie umie gotować, ponieważ ciągle pracuje.
- Rose pamiętasz, że dziś zostajesz z Grace? - zapytała mama nalewając mleko do miski.
- Tak, czemu ciągle o to pytasz? - denerwowałam się, bo i tak pójdę na tę imprezę.
- Nie pozwalaj sobie młoda damo - rzucił tata nie odrywając się od ekranu.
- Ahaa nagle się tatuś odezwał. Ciągle tylko pracujesz - burknęłam niezadowolona, siadając na krześle.
- Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a skończy się sielanka - krzyknął "tatuś".
- Dobra, dobra .Zjem w szkole - powiedziałam biorąc pudełko ze śniadaniem do szkoły.
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Dość mam tego, uważają się za wspaniałych rodziców, a ciągle pracują i nie mają kontaktu ze mną. Nie wiedzą o tym, że rok temu byłam zagrożona z 4 przedmiotów. Nie wiedzą, że Dylan to mój chłopak, nawet go nie znają. Nie wiedzą o mnie nic, myślą, że jak dadzą mi kieszonkowe to są super. Ale w sumie czasem wolę takich rodziców, bo nie muszę użerać się z ich pytaniami.
Jak zwykle na podjeździe zobaczyłam auto Stylesa. Podeszłam do niego i otworzyłam tylne drzwi.
- Cześć - powiedziałam wesoło.
- Hejka - odpowiedzieli równo, po czym zaśmiali się.
- Nie długo urodziny Annie. Pojedziesz jutro ze mną kupić jej coś? - odparła Magg's.
- Jasne, a co chcesz jej kupić? - rzekłam zapinając pas.
- Nie wiem właśnie - wymamrotała poprawiając fryzurę.
- Aaa. Wybierzemy coś razem z Mayą - stwierdziłam.
- Rose wiesz, że Bergson zachorowała i nie ma ostatniej lekcji? - spytał Harry zatrzymując się na światłach.
- Oo taak! - ucieszyłam się skacząc na siedzeniu i wymachując rękami.
Zatrzymaliśmy się pod szkołą, a ja od razu popędziłam do środka. Zobaczyłam Mayę, po czym podeszłam do niej.
- Hej, co tam? - uśmiechnęła się patrząc na mnie.
- Cześć, słuchaj póki nie ma Annie. Ona ma nie długo urodziny i poszłabyś ze mną i Maggie na zakupy, by kupić jej coś? - zapytałam lekko zdyszana.
- Jasne, a kiedy? - odparła wesoło grzebiąc w torbie.
- Jutro po szkole - oznajmiłam zgodnie z prawdą.
- Spoko, a wiesz, że Niall objął mnie w kinie!! - zaczęła piszczeć wymachując rękoma.
- AAA super! - wrzasnęłam radośnie.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy pobiegli do klasy. Nie było Dylana - zdziwiło mnie to.
Weszłam do klasy od angielskiego, po czym usiadłam w swojej ławce. Nagle do sali wbiegła zdyszana Annie. Wymamrotała "Przepraszam za spóźnienie" i zajęła miejsce koło mnie, ak zwykle ubrana była stylowo i z pomysłem.
- Cześć - wyszeptała wyciągając jakieś zeszyty.
- Czemu się spóźniłaś? - zapytałam pomagając jej.
- Spałam u Louisa i trochę za długo posiedzieliśmy w nocy - uśmiechnęła się zadziornie.
- Aaa, jak zgaduję masz tylko zeszyt? - spytałam znając odpowiedź.
- Ahaam - odpowiedziała z błagalnym uśmieszkiem.
- No ja nie mam nic - wystawiłam język.
Po lekcjach od razu pobiegłam na przystanek. Zauważyłam, że autobus zaraz przyjedzie. Wyciągnęłam z portfela oysterkę i czekałam.
Weszłam do środka, a następnie podeszłam do automatu, po czym pognałam na górne piętro. Lubię tam siedzieć, bo w końcu widoki są super.
Nagle ujrzałam chłopaka stojącego z jakimiś "dresami", a on wyglądał jak Dylan. Moje serce zaczęło mocniej bić. Co niby on miałby robić z kimś takim?!?
Jednak to chyba nie był on, bo przecież Dylan nie kupuje ani nie handluje narkotykami. Gdy już znalazłam się na przystanku blisko mojego domu pobiegłam, jak najszybciej mogłam. Otworzyłam drzwi i wbiegłam na górę. Kopniakiem potraktowałam drzwi od pokoju Grace.
- Wiem, że chcesz iść na tę imprezę - powiedziała odwracając się na krześle obrotowym.
- Chcę - potwierdziłam podchodząc do niej.
- Zostanę z Kate, jeśli zapłacisz mi 40 - mówiła szatańsko.
- Że co? 40? - zdziwiłam się.
- Mam powiedzieć rodzicom? - pytała podchwytliwie.
- Stoi, ale ani słowa. Jak powiesz, a ja dam ci kasę to...
- Rozumiem - przerwała mi.
-Dzięki-ucieszyłam się tak bardzo,że aż ją przytuliłam.
Pobiegłam do pokoju, włączyłam piosenkę z mojego ipoda Lucy Hale "Make you believe" i wyciągałam ubrania z szafy. Po chwili skomponowałam cały zestaw. Wzięłam go, pognałam do łazienki.Przebrałam się w ubrania przygotowane wcześniej. Włosy rozpuściłam i dokładnie wyprostowałam. Spięłam je u góry wsuwką.(jak na zdjęciu w bohaterach) Usta musnęłam czerwoną szminką, a następnie posmarowałam ciało balsamem z brokatem. Ubrałam szlafrok i zeszłam na dół,a rodzice, już tam byli.
- Rose, wychodzimy już i wrócimy po 23:00. Czemu masz szlafrok? - odparła mama pakując coś do torebki.
- Źle się czuje, posiedzę u siebie - skłamałam.
- A skąd ta szminka? - zapytał tata przyglądając mi się.
- Ee no widocznie nie zmazałam po powrocie ze szkoły - ponownie skłamałam.
- Bawcie się dobrze - mówili rodzice wychodząc.
- Wreszcie!!! - krzyknęłam, gdy usłyszałam odjeżdżające auto.
- Czy coś się stało? - spytała Kate odrywając się od sprzątania.
- Nie, ja pójdę się położyć, jak coś to zajmę się Grace. Mogłabyś nie sprzątać u mnie? - rzekłam nie pewnie.
- Jak panienka sobie życzy - wyszeptała.
Pobiegłam do góry i spojrzałam na zegarek.Wskazywał 19:45. Napisałam sms do Dylana.
"Czemu Cię nie ma? :("
"Nie mogę gadać, nie będzie mnie na imprezie"
Wrzuciłam telefon do torebki i otworzyłam okno.Wyszłam powoli przez nie,szukałam auta Louisa.Gdy je zobaczyłam pobiegłam do niego, wsiadłam do środka.
- Czemu wyszłaś z okna? - zapytał Louis odpalając silnik.
- Nie pytaj...ważne,że jestem - odparłam poprawiając fryzurę.
Lou ruszył, a ja sprawdziłam czy mam wszystko w torebce. Był w niej mój telefon, portfel, gumy i szminka. Zatrzymaliśmy się pod klubem. Wysiadłam ostrożnie, ruszyłam do wejścia. W klubie ,aż raziło od świateł. Podeszłam do stolika, gdzie siedzieli chyba wszyscy. Dopiero teraz zobaczyłam strój Annie. Ona zawsze nosi takie wysokie szpilki, bo Louis jest od niej wyższy o 16 centymetrów. Dziwnie mi było bez Dylana. Zawsze go wyciągałam na parkiet, przytulałam i całowałam, a teraz nic. Coś złego się z nim dzieje.
Spodobał mi się ubiór Magg's. (bez naszyjnika) Jednak to nie mój styl. Dostałam drinka i od razu go wypiłam. Zobaczyłam zestaw Mayi. Ona musi ubierać wysokie buty, bo ma zaledwie 167 cm wzrostu.
Raz w ciągu imprezy zatańczyłam z Louisem, bo Annie nie chciała, żebym siedziała sama.
Postanowiłam pójść do toalety. Nie mogłam jej znaleźć i przez przypadek weszłam do jakiegoś pomieszczenia, gdzie słyszałam głos Dylana. Spojrzałam przez szparę, by mnie nie zobaczył i stało się coś okropnego...on kupował narkotyki. Stał z tyłu klubu i kupował je!!...Do tego jakaś dziunia się z nim miziała. Myślałam,że cały mój świat właśnie się zawalił. Ten cudowny, opiekuńczy Dylan właśnie ćpał i lizał się z dziwką! O nie, nie pozwolę się oszukiwać.
Otworzyłam drzwi i podeszłam do niego.
- Co to ma być?!? - krzyknęłam wkurwiona machając rękoma na wszystkie strony.
- Rose...aa ja... - nie mógł nic wymyślić, by się wytłumaczyć.
- No właśnie...Jak mogłeś? narkotyki??? Dziwki?!? ohyda! - krzyczałam roztrzęsiona.
- To nie takk... - dukał, lecz był zbyt naćpany.
- Gówno nie tak! nie wierzę...wiesz dobrze, że nie cierpię tego! - awanturowałam się - To jest przestępstwo i zdrada.
- Ojj, ale ty też przecież nie postępujesz zgodnie z prawem - wymamrotał bujając się.
- Ale nie narkotykami je łamię. Koniec z nami, nie będę z narkomanem i dziwkarzem! - wykrzyczałam wszystko co mi ślina na język przyniosła.
- Rooose  -jęczał, był już na haju.
Wybiegłam stamtąd i podeszłam do baru. Wzięłam kieliszek wódki, wypiłam go. Musiałam jakoś odreagować, po tym co zobaczyłam. On mnie skrzywdził.
Poszłam na parkiet, stanęłam obok jakiegoś nie znanego mi chłopaka. Zaczęłam z nim tańczyć. I to tak ostro. Nasze ciała były zbyt blisko siebie, a jego ręce spoczywały na moich biodrach.
Nagle w moją rękę dostał się kieliszek whiskey. Wypiłam go i wzięłam od tego chłopaka papierosa. Spaliłam go do końca. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobił Dylan...narkotyki i prostytutki? na prawdę? po co mu to?!? na szczęście to koniec.
Chłopacy stawiali mi drinki tyle razy, że się mocno upiłam. Nie pamiętam co działo się dalej, ale wiem,że Niall i Maya odwieźli mnie do domu.

*Zayn*

Indie
Obudził mnie, jak zwykle Ratish. Pogoda dopisywała, bo od rana świeciło słońce.
Wstałem i od razu poszedłem do mojej łazienki. Ubrałem się w szaty, które leżały na wannie przygotowane przez służące, wyszorowałem zęby i uczesałem włosy. Dziś dzień mojej ucieczki! tak się cieszę. Wreszcie będę mógł żyć, jak normalny człowiek.
Poszedłem z Ratishem na taras śniadaniowy, gdzie czekała moja rodzina. Zobaczyłem tam Arash i Waliyhę, miały jednoznaczne miny.
- Witam - wymamrotałem.
Usiadłem na swoje miejsce, spojrzałem co jest na stole. W końcu to moje ostatnie śniadanie w Indiach.
- Synu, czemu nie przywitałeś się z twą przyszłą żoną, jak należy? - zapytał ojciec.
Z przymusu pocałowałem Arash w policzek i położyłem jej na kolanach kartkę z napisem "To ostatni dzień naszej męki"
Zabrałem się za jedzenie.
- Ja i moja cudowna Arash udamy się już do mojej komnaty - odparłem biorąc dziewczynę za rękę.
Pobiegliśmy do mnie do pokoju i usiedliśmy na łóżku.
- Waliyha zabrała klucz i pieniądze. I, żeby nikt nie zauważył podłożyła jakiś inny - oznajmiła Ar.
- Tak się cieszę. A wzięłaś jakiekolwiek ubrania? - rzekłem uradowany.
- Mam na jeden dzień w torbie - powiedziała wyjmując spod sukni małą torebkę z ubraniami.
- Kupisz sobie coś - powiedziałem łapiąc ją za rękę.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a zaraz w nich stanął Ratish.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale panienka Arash musi iść przebrać się w ślubne szaty, tak samo, jak i panicz - odparł Ratish.
- Oczywiście już idę - uśmiechnęła się Arash.
Ja również poszedłem się przebrać, razem z Ratishem ruszyliśmy do wschodniej części pałacu. Zaprowadzono mnie do jakiegoś pokoju. Stał w nim wieszak z moim ubraniem i coś w stylu toaletki. Były tam też dwie indyjskie służące. Przebrałem się najpierw w moje szaty, potem usiadłem na krześle, a te kobiety ułożyły mi fryzurę.
- Dziękuje - uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem.
Zobaczyłem jak noszą ostatnie rzeczy do namiotu w ogrodzie.Tam właśnie ma odbyć się ślub mojej siostry.
Otworzyłem drzwi od pokoju Saafy.
-Zaaayn!!-krzyknęła.
Ubrana była dość tradycyjnie.
-Witaj, ślicznie wyglądasz - powiedziałam siadając na jej łóżku.
- Dziękuje ty też, tak się cieszę ślubem Doniy'i, a już nie długo Twój ślub!! - mówiła jak nakręcona.
- Taak! to ja idę do Waliyhi - odparłem wychodząc, by nie zaczynać tego tematu.
Pobiegłem szybko do jej pokoju. Wyglądała, jak prawdziwa Hinduska, bo nią jest.
- Hej, wszystko gotowe? - zapytałem upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
- Tak, moja torba z ubraniami jest u ciebie. Klucze i kasa też tam są, a samolot będzie o 17:00 - mówiła zestresowana.
- Boisz się? - odparłem łapiąc ją za ramię.
- Bardzo - odpowiedziała patrząc na mnie.
- To się uda - przekonywałem ją najlepiej, jak umiałem.
- Musimy już iść - rzekła wstając z krzesła.
Wyszliśmy z jej pokoju i poszliśmy do pokoju najbardziej dziś strzeżonego - pokoju Doniy'i. Miała ostatnie poprawki. Wyglądała ślicznie, ale to będzie jej ostatni strój w jakim ją zobaczę.
- Stresuję się - powiedziała zauważając mnie i Walyihę.
- Nie masz czego siostro. To będzie twój dzień - przekonywała Wal.
- Mam nadzieję - odparła z lekkim uśmiechem.
Ja i Waliyha poszliśmy już do ogrodu, a następnie do namiotu. Zobaczyłem matkę, wyglądała dosyć dziwnie.
- Usiądźcie tam proszę - powiedziała wskazując na nasze miejsca/
Zrobiliśmy jak nam nakazała, usiedliśmy blisko ołtarza. Wszyscy goście już byli, Arash zajęła miejsce obok mnie. Ceremonia oficjalnie się zaczęła. Doniya stanęła na przeciwko Tajdzina. Szczerze podobała mi się ta chwila, chociaż wiem, że za kilka minut ją popsuję. Gdy zaczęło się wesele wszyscy przeszli do części jadalnej. Wiedziałem, że nie długo ten moment. Zegarki wskazywały 14:50. Po dwóch godzinach wszyscy już tańczyli. Gdy nie było zainteresowania naszą trójką wybiegliśmy z namiotu i pobiegliśmy do mnie do pokoju. Zabraliśmy walizki, po czym pognaliśmy w miejsce, gdzie miał być samolot, faktycznie tam na nas czekał/
- Stać! - usłyszałem czyiś głos za plecami, to był Ratish.
- Co ty tu robisz? - zapytałem pewny porażki.
- Nie puszczę panicza i dwie panienki samych. Nie powiem nikomu - zapewniał.
- Można mu ufać - odparłem do dziewczyn.
Wszyscy wsiedliśmy do samolotu, a ten od razu ruszył. Usłyszałem słowa ojca "Doniyu córko, a teraz oddaję głos Twemu bratu"
Poleciała mi łza, wiedziałem, że to już koniec, ale nie mogło być inaczej.
- Zayn, udało się - wyszeptała Waliyha widząc, jak oddalamy się od Mumbaju.
- Wiem - powiedziałem patrząc na nią, była szczęśliwa.
Obie dziewczyny miały łzy w oczach, ale to musiało się tak skończyć....
Po 11 godzinach lotu dolecieliśmy na lotnisko w Londynie. Wysiedliśmy z samolotu i poszliśmy na postój taksówek. Londyn- miejsce, które przyciąga wiele turystów. Jest podsumowaniem, tego co brytyjskie. Pełno muzeum, zabytków, klubów, ludzi i niezapomnianego stylu.
- Arash, będę do ciebie dzwonił. Tu masz pieniądze na ubrania i kartę do telefonu - powiedziałem dając jej wymienione urządzenia.
- Dziękuje, uratowałeś mi życie. Ja zamieszkam u przyjaciela, później wyślę ci adres - oznajmiła przytulając mnie i Wal.
My pojechaliśmy taksówką do mieszkania, po babci w starej dzielnicy. Pierwszy raz widziałem inny kraj, niż Indie. Londyn jest cudowny, zwłaszcza,że jest noc. Kamienica była niewysoka i urokliwa. Weszliśmy do mieszkania numer 15. Od razu pobiegłem do mojej sypialni. Zasnąłem szybko, bo byłem wykończony.