Translate

Translate

piątek, 17 stycznia 2014

~.3.~



*Rose*            
Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do lustra. Wyglądałam, jak czarownica. Rozczochrane włosy, rozmazany makijaż. Głowa mi pękała, a w ustach doskwierała susza.
Przetarłam oko i wyjęłam czyste ubrania z szafy. Wyjrzałam przez szparkę drzwi, czy nie ma gdzieś w pobliżu rodziców. Gdy teren był czysty - wyszłam z pokoju i pobiegłam szybko do łazienki. Rzuciłam ubrania na pralkę i ruszyłam pod prysznic. Umyłam się, bo śmierdziałam papierosami i alkoholem na kilometr. Wytarłam się ręcznikiem i nałożyłam ubrania wyjęte wcześniej. Bordowe spodnie, szary sweter i botki.
Rozczesałam włosy, po czym umyłam zęby. Zrobiłam lekki makijaż, psiknęłam się perfumami, a następnie udałam do pokoju, skąd wzięłam torbę.
Próbowałam zapomnieć o tym, co widziałam wczoraj, ale nie mogłam. Byłam zraniona, oszukana. Miałam ochotę leżeć w łóżku i płakać. Czułam się okropnie.
Zbiegłam na dół, bez słowa wzięłam swoje kanapki. Zjadłam jedną i wrzuciłam do torebki butelkę soku stojącą na stole.
- Rose, wyjaśnisz mi swoje zachowanie? - odparła srogo mama, siadając obok.
- Jakie zachowanie? - warknęłam, nie patrząc na nią.
- Twoje zachowanie młoda damo. Co się stało? - mówił zdenerwowany tata, miażdżąc mnie wzrokiem.
- Nic się nie stało - wymamrotałam, po czym wyszłam z domu.
Biegłam, jak najdalej od tej rodziny bezdusznych wariatów. Nienawidzę ich.
Zobaczyłam auto Harrego, więc podbiegłam do niego i weszłam do środka.
- Cześć - powiedziała Maggie, niepewnie spoglądając na mnie.
Jak zwykle była zadowolona z życia. Ma cudownego chłopaka, fajnych rodziców, talent, pasję. Nawet dziś ubrana była, jak zwykle po swojemu i nikt jej nic na to nie powie. A moi rodzice ciągle mają problemy, że nie ubieram się w kolorowe sukienki oraz dziewczęce bluzeczki.
- Hej - wyszeptałam, patrząc na drogę.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie dziś.
Dylan zrujnował moje uczucia i nie miałam ochoty z nikim o tym rozmawiać, a na pewno będą o to pytać.
Nawet nie zauważyłam tego, jak szybko znaleźliśmy się pod szkołą. Wysiadłam i ruszyłam do wejścia.


                                                                 *Zayn*

W tym samym czasie...

Poczułem szturchanie, to Ratish budził mnie. Rozejrzałem się, przeciągając.
- Paniczu, czas do szkoły - odparł spokojnie, stojąc nade mną.
- Która godzina? - spytałem, przeciągając się.
- 7:05 - powiedział po zerknięciu na swój zegarek.
Nie przywykłem do wstawania tak rano, ale wiedziałem, że teraz to będzie normą.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Zapomniałem, że nie kupiłem niczego w stylu tubylców. Cholera, co teraz?
- Paniczu, panienka Waliyha znalazła ubrania dla panicza i pozwoliłem sobie je ułożyć na dolną półkę w szafie - rzekł z ręką za plecami.
- Dobrze, ale Ratish proszę nie mów do mnie "paniczu". Jestem Zayn - prosiłem, patrząc na niego.
Wyjąłem z niej czerwoną koszulę, biały t-shirt z napisem "Yes" i workowate spodnie. Poszedłem do najbliższej łazienki i ubrałem się w to, co wybrałem.
Umyłem zęby, ułożyłem fryzurę, a następnie udałem się do kuchni. Ratish zrobił dla mnie jajecznicę według przepisu mojej babci, ale mimo to nie smakowało tak samo.
Usiadłem do stolika i zająłem się jedzeniem.
- Panienka Waliyha spakowała paniczowi plecak do szkoły - powiedział Ratish, zabierając pusty talerz.
Zobaczyłem czarny plecak ze śmiesznymi przypinkami. Wziąłem go i chwyciłem kartkę. Była na niej dokładna rozpiska szkoły, mój plan zajęć oraz numery autobusów, którymi mogę tam dojechać i wrócić.
- Ja również pojadę - zaoferował się grzecznie.
- Nie Ratish, mam pomysł. Jedź pozwiedzać, ja sobie poradzę - powiedziałem, wychodząc z mieszkania.
Zbiegłem na dół i ujrzałem cudowny Londyn. Tu panuje zupełnie inny klimat, niż w Indiach. Typowy był deszcz, ale też wiatr. U nas ciągle panowały upały.
Poszedłem na przystanek autobusowy, spojrzałem na rozkład jazdy tego, którym dojadę do szkoły. Akurat przyjechał, więc wsiadłem do środka i wrzuciłem monety do automatu. Wyleciał bilet, który skasowałem i pobiegłem na górę. Rozkoszowałem się widokami, aż zatrzymałem się pod szkołą.
Specjalnie zdecydowałem się na edukację, aby poczuć, jak to jest. Od dziecka miałem nauczanie domowe.
Wysiadłem z autobusu i zarzuciłem plecak na jedno ramię. Patrzyłem na kartkę do jakiej sali i na jaki przedmiot mam się udać. Wypadło na lekcję wychowawczą w 28. Byłem tak zaczytany, że nie zauważyłem dziewczyny idącej tuż na mnie. Zderzyliśmy się, a ona upadła na ziemię. Jej rzeczy wysypały się z torby.
- Przepraszam - wyszeptałem przestraszony, pomagając jej wstać.
- Uważaj, jak chodzisz idioto - burknęła zdenerwowana, otrzepując ubranie.
- Nie chciałem, nie zauważyłem cię. Pomogę - jąkałem się, podając jej książki.
- Sama sobie poradzę, nie jestem ułomna - warknęła, wyrywając mi z rąk swoje rzeczy.
Dopiero wtedy przyjrzałem się jej bliżej, była naprawdę ładna. Ciemne oczy, duże usta.
Pozbierała swoje zeszyty i odeszła bez słowa.
Znalazłem się pod klasą, wszyscy ludzie tu byli tak różni. Inny styl, inne zachowanie.
Zadzwonił dzwonek i każdy wszedł do sali.
Nauczycielka wzięła mnie za rękę, by zaprowadzić do środka. Stanąłem na przodzie i czekałem, aż klasa wejdzie.

*Rose*

Byłam cholernie wściekła, że jakiś dupek wpadł na mnie już z samego rana i wywrócił wszystkie moje rzeczy. Po pozbieraniu ich, bez słowa udałam się do szkoły, gdzie spotkałam Annie.
- Co to za przystojniak, na którego wpadłaś? - spytała, szturchając mnie w ramię.
- Nie wiem, jakiś kretyn - mruknęłam obojętnie, wzruszając rękoma.
Ruszyłyśmy razem w stronę klasy. Zadzwonił dzwonek i weszłam do klasy. Zawsze na wychowawczej siedziałam z Dylanem. Na samo wspomnienie zachciało mi się płakać, ale pohamowałam łzy. Nigdy nie uroniłam ani kropli w tej szkole, nie pozwolę im patrzeć na moje chwile słabości.
Usiadłam na swoim miejscu i zobaczyłam tego chłopaka, który na mnie wpadł przed szkołą. Faktycznie był przystojny, miał idealne miodowe oczy oraz pełne usta.
- Uwaga! To jest nowy uczeń Zayn Malik. Liczę, że przyjmiecie go z szacunkiem - odparła Straght z uśmiechem na wytapetowanej twarzy.
A więc Zayn.
To tak nazywał się ten idiota, który nie potrafi chodzić.
- Zayn usiądź tam, gdzie wolne - dodała nauczycielka, idąc do swojego biurka.
Malik rozejrzał się po sali i niestety, padło na miejsce obok mnie, bo to jedyne wolne.
- Mogę? - zapytał, patrząc na mnie.
- No dobra - wymamrotałam chłodno, przewracając oczami.
Chłopak usiadł i wyciągnął rzeczy na ławkę. Poczułam zapach jego perfum, które były pociągające. Jednak sama jego obecność mnie denerwowała.
- Rose, prawda? - zaczął, ale ja nie miałam ochoty na rozmowę z nim.
- Mhm - rzekłam oschle, patrząc w swój zeszyt do malowania.
- Jak wiesz jestem Zayn, przepraszam za to przed lekcją - powiedział, drapiąc się po karku.
- Tak wiem - sarknęłam, biorąc głęboki oddech.
Jego akcent był uroczy, od razu poznałam, że nie jest z Anglii.
- Hej, jestem Maya - usłyszałam głos Mitchel, która podała mu rękę.
- Zayn, miło mi cię poznać - uśmiechnął się do niej, ukazując rząd perlistych zębów.
- Ciebie również, skąd jesteś? - zaświergotała, a ja miałam ochotę oderwać sobie uszy.
- Bombaj - oznajmił, a to było jedyne, co mnie zainteresowało.
Zayn przywitał się z całą, moją ekipą. Zaczęli rozmowę, ale ja nie miałam zamiaru się do niej włącz.
- Dobra, a czemu ona jest taka smutna? - wyszeptał, myśląc, że nie słyszę.
- Raczej skacowana - zaśmiała się Annie, a ja poczułam narastającą frustrację.
- Oh, rozumiem - zachichotał, zerkając na mnie.
- Myślisz, że nie słyszałam? - zapytałam, patrząc na niego kątem oka.
- Przepraszam - wyszeptał speszony, otwierając książkę.
- Tak, jasne.
Po lekcjach stanęliśmy grupką, aby Annie mogła nam dać zaproszenia na swoje urodziny.
- Rose, Maggie, Niall, Maya, Harry, Carly, Ally, Austin, Mike, Zayn, Caroline, Lily, Oliver, Josh, Alice, Carry, Dereck, Alesha i jeszcze więcej - rozdawała zaproszenia, czytając imiona zaproszonych.
Impreza odbędzie się jutro  od 7 pm.
- Zayn, idziesz z nami kupić prezent dla Annie? - zapytałam, w końcu trzeba być miłym dla innych.
- Jasne - uśmiechnął się, biorąc swój plecak.
Poszliśmy razem do auta Harrego, załadowaliśmy się do środka i Styles ruszył. Siedziałam bardzo blisko Zayna, co mnie strasznie krępowało. Jego ręka była prawie przy moim udzie…

Wysiedliśmy z auta i pobiegliśmy wszyscy do galerii.
- Kto i co chce jej kupić? - zapytała Maggie, stając przy wolnym kącie.
- Ja kupię jej perfumy, te ulubione - powiedział Niall, grzebiąc w kieszeni.
- Buty,ona je kocha - rzekłam, miałam już upatrzoną parę.
- Pokrowiec na tablet i jakieś kolczyki - odparł Harry, oplatając dłońmi talię swojej ukochanej.
- To chodźmy najpierw po perfumy, zgoda? - rzuciła Magg's.
Wszyscy zgodziliśmy się i ruszyliśmy do perfumerii po ulubione perfumy Annie od Nialla. Na szczęście wszystko minęło szybko i blondyn kupił "Chanel Mademoiselle" .
Następnie poszliśmy po prezent od Harrego. Weszliśmy do Svarowskiego i Maggie wybrała ładne, z dobrą ceną kolczyki dla Annie. Następny był pokrowiec zakupiony w H&M, potem Maggie wybrała kuferek do kosmetyków. W końcu poszliśmy po buty ode mnie. Weszliśmy do najdroższego sklepu z butami w tej galerii, ale czego się nie robi dla przyjaciółki?
Wybrałam buty, które wiele razy chciała kupić - podobno są unikatowe... Pudroworóżowe szpilki, z wielkim kwiatem przy kostce i obcasem pokrytym diamencikami.
Potem wybraliśmy się do "MAC" i Maya kupiła szminkę dla solenizantki. A na koniec szybko pobiegliśmy po ramkę od May's.
- Dzięki za wspólne zakupy - uśmiechnęła się Maya.
- Super było, to pa - rzekli Maggie i Harry, odchodząc od grupy.
Głowa mi pękała od tych zakupów...Do tego wszyscy się rozeszli i nie miałam, jak wrócić do domu.
- Hej, zapomniałem przez to wszystko kupić coś dla Annie. Pomożesz? - odparł nieśmiało Zayn.
- No jasne - odpowiedziałam z uśmiechem.
Poszliśmy do sklepu z biżuterią i Malik kupił naszyjnik z imieniem "Annie" drogi, jak cholera!! Ale niesamowicie śliczny.
Poszliśmy jeszcze kupić shake'i i usiedliśmy na murku.
- Zmęczyłem się - powiedział Zayn, opierając dłonie o zimny bruk.
- Ja też, mam dość - rzekłam stanowczo.
- Mogłabyś mi coś o sobie opowiedzieć? - zapytał po chwili, co zdziwiło mnie doszczętnie.
- Dobra, ale co chcesz wiedzieć? - mruknęłam niezadowolona.
- Masz rodzeństwo? - spytał wesoło.
- Mam, siostrę Grace - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ile ma lat? - dopytywał, biorąc łyk napoju.
- 10.
- Jaka jesteś? Co masz w sobie? Co mówi Twoje serce, gdy pytam? - zatkało mnie, cholera jasna.
- Wow, zaskoczyłeś mnie... - mówiłam, zakładając kosmyk włosów za ucho, lecz też by uniknąć odpowiedzi -  piłam shake'a.
- Odpowiedz - nalegał z błyskiem w oczach.
- Jestem niby twardą dziewczyną, której nikt nie potrafi złamać...ale czasem to nieprawda. Zwykły narkoman złamał mi serce i to mocno...nie potrafię ułożyć sobie życia. Nigdy nie miałam prawdziwej rodziny, bo rodzice ciągle pracują i nie czuję się, jak ich córka..ale po co ja Ci to mówię..? -rozkleiłam się, z moich oczu wypłynęły łzy
- Mów, mów. Ale jaki narkoman? Skrzywdził Cię czym? - pytał, przysuwając się bliżej.
- Dylan ,ćpał i mnie zdradzał... - poleciła kolejna, zjebana łza.
- Przykro mi, ale nie możesz się załamywać, bo to Cię dokładnie miażdży od środka - położył rękę na moim udzie w geście pocieszenia.
- Ee...skąd ty znasz..a nieważne - mówiłam, ocierając łzy.
- Czas się zbierać, masz jak wrócić? - odparł, biorąc swoje torby.
- Autobus - uśmiechnęłam się przez płacz.
- Ja też, więc odprowadzę cię - powiedział wesoło.
Poszliśmy razem na przystanek, na którym czekał nasz autobus.
Zdziwiły mnie jego słowa, były takie mądre i miały to coś, czego nikt mi nigdy nie powiedział.
Przez drogę opowiadaliśmy sobie śmieszne historie i żarty. W końcu wysiadłam z pojazdu, poszłam do domu. Otworzyłam drzwi i wtargnęłam do środka. Jak zwykle rodziców nie było...
Wbiegłam na górę, po czym udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na biurko, schowałam prezent do szafy. Zbiegłam na dół, po czym wyjęłam z szafki słoik nutelli, łyżkę oraz sok i szklankę. Pobiegłam na górę, napuściłam wody do wanny z pianą. Spięłam włosy i weszłam do gorącej kąpieli. Puściłam piosenkę Rihanny i Eminema "Monster" z swojego telefonu. Wzięłam nutellę, zaczęłam ją wyjadać. Siedziałam, tak dobre 2 godziny, aż połowa słoiczka została zjedzona i cały sok wypity. Wyszłam z wanny, następnie wytarłam się, po czym ubrałam w piżamę. Umyłam zęby i wzięłam "mój składzik" . Zeszłam na dół i odłożyłam wszystko na swoje miejsce. Zobaczyłam niańkę Grace-Emily.
- Co tak szperasz? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Odkładam coś, a wiesz może czy rodzice coś jutro robią? - odparłam, idąc w kierunku schodów.
- Nie wiem, dobranoc - rzekła wesoło.
Pobiegłam na górę i weszłam do swojego pokoju. Wzięłam laptopa, po czym zalogowałam się  na facebooka.
Dostępna była akurat Maggie.
Popisałyśmy chwile i niestety wrócili rodzice, więc odłożyłam laptopa i udawałam ,że śpię. Myślałam, o tym wszystkim, co dzieje się w moim życiu i przypomniało mi się, że dziś nie napisałam nic w moim pamiętniku. Wyjęłam go spod łóżka. Wygląda identycznie jak ten z Violetty, bo to jedyny jakiego by nigdy nie przeczytała moja siostra. Opisałam dokładnie to, co się dziś działo. Schowałam go na miejsce i położyłam się. Nie cierpię tego, że moje życie nie jest, tak poukładane jak np. Annie. Wszyscy ją lubią, ma cudownego chłopaka, fajne ciuchy, plany na życie, kochanych rodziców...
I inne moje przyjaciółki również to wszystko mają, ale ja nie! Dlaczego?



2 com.= szybsza szansa na next :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz